niedziela, 27 marca 2016

Wielkopiątkowa  Droga Krzyżowa.
Tego ranka o godzinie 9.00 w kościele parafialnym miała odbyć się inscenizacja Męki Pańskiej, w której udział wzięło kilka dziewczyn z City of Hope. O tej samej godzinie u Franciszkanów odbywała się Droga Krzyżowa.  Mimo trudnego wyboru, razem z Kasią zdecydowałyśmy się wybrać na Drogę Krzyżową. I była to genialna decyzja. Albowiem Droga ta była inscenizowana. Bracia Franciszkanie, studenci tamtejszego uniwersytetu odgrywali, bardzo wiernie, poszczególne stacje. Wszyscy bardzo wczuli się w swoje role. A najbardziej  dwaj bracia odgrywający strażników. Poprzebierali się w stroje przypominające te z owej epoki. Ich części były połączone ze sobą zszywaczem do papieru. Byli uzbrojeni w bicze uplecione z czarnego worka na śmieci. Aktorzy znali swe kwestie na pamięć, a były one niemal żywcem wyjęte z Pisma Świętego. Nie zabrakło policzkowania Pana Jezusa, ciągłego popychania i szarpania. Nie zabrakło też przepełnionego lękiem i cierpieniem głośnego jęku Pana Jezusa w Ogrójcu. W odpowiednim momencie można było usłyszeć pianie koguta.
Droga ta zaczęła się w kościele, lecz prowadziła wokoło całego   terenu należącego do Franciszkanów. Między polami kukurydzy, obok bananowców i drzew mango. Pan Jezus niósł swój krzyż. Strażnicy idący obok Niego nie szczędzili mu batów i urągających wyzwisk. Za Nimi szedł tłum wiernych. Ojcowie, bracia, siostry, nawet płaczące kobiety z Galilei i Maryja ( role kobiece odgrywało dziewięć dziewczyn z City). Wszyscy podążaliśmy za Jezusem.  Szłam wśród tłumu, więc tylko słyszałam co się dzieje na początku. Słyszałam uderzenia bicza. Jak jeden strażnik zachęca drugiego do mocniejszych razów. Słyszałam każdy bolesny jęk bitego przez nich Pana. A w sercu rozważałam jak o wiele bardziej  Chrystus wycierpiał podczas swojej prawdziwej Drogi na Golgotę. Słysząc kolejny gwizd uderzającego bicza i następujący po nim jęk, myślałam tylko o tym, że do dla mnie. To dla mnie Pan tak cierpiał. Za moje grzechy. Pierwsze uderzenie było za każde kłamstwo przeze mnie wypowiadane. Drugi upadek pod krzyżem za moje wszystkie kłótnie z rodzicami. Gwóźdź wbity w lewą dłoń to za każdy raz kiedy obmawiałam moje koleżanki. Cierń, który najbardziej wbijał się w głowę to za każdą Msze Św. niedzielną którą opuściłam. Szłam tam, słuchałam uważnie i obserwowałam. I gorąco, gorąco dziękowałam Panu, za to, że zgodził się tak dla mnie cierpieć.
Co jakiś czas pojedyncza łezka opuszczała moje oko. Prawie zaszlochałam słysząc rzewny płacz i wołanie  Matki Pana Jezusa. Krzyczała „ Mój synu! Mój synu!” Próbowała podejść do Niego i Go przytulić, lecz bezlitośni strażnicy nie pozwolili jej na to. Odepchnęli ją i naśmiewali się z jej bólu.  W pewnym momencie po kilku kolejnych, mocnych uderzeniach słaniającego się na nogach Pana, jeden z nich otarł ręką pot z czoła, i powiedział jak bardzo jest już zmęczony od zadawania tych razów. A ja sobie pomyślałam: „Ty jesteś zmęczony? Od bicia? Ty głupcze!” Przecież to Jezus był Tym, który miał prawo tak powiedzieć, a nie jego dręczyciel.

W końcu dotarliśmy na miejsce ukrzyżowania. Tam zdarto szaty z ciała Jezusa i przywiązano go do krzyża. W dłonie, a dokładnie między palce wbito dwa dziesięciocentymetrowe gwoździe. Krzyż został postawiony, między dwoma złoczyńcami. Gdy padło słowo „ Pragnę” zamiast gąbki z octem nabitej na włócznie podano starego mopa. Odegrana została scena po scenie, dokładnie jak w Ewangelii. Jednym z bardziej poruszających momentów była chwila kiedy Matce podano ciało Jej martwego syna. Wtedy znowu siłą powstrzymywałam pragnące popłynąć  łzy. Po złożeniu ciała do grobu i końcowej modlitwie, odszukałam w tłumie Kasię. Spojrzałyśmy na siebie i stwierdziłyśmy „Łał”. Tak, Łał dla tego przedstawienia i grających w nim braci. To było coś niesamowitego. Pierwszy raz w życiu brałam udział w takiej drodze Krzyżowej. Ale jeszcze większe Łał dla Pana Jezusa. Za to że on przeszedł jeszcze gorszą, nie odgrywaną, lecz prawdziwą Drogę Krzyżową. I zrobił to wszystko dla nas! To Jemy należy się wielkie „Łał”.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz