Wielkopiątkowa Droga Krzyżowa.
Droga ta zaczęła się w kościele, lecz prowadziła
wokoło całego terenu należącego do Franciszkanów. Między polami kukurydzy, obok
bananowców i drzew mango. Pan Jezus niósł swój krzyż. Strażnicy idący obok
Niego nie szczędzili mu batów i urągających wyzwisk. Za Nimi szedł tłum wiernych.
Ojcowie, bracia, siostry, nawet płaczące kobiety z Galilei i Maryja ( role
kobiece odgrywało dziewięć dziewczyn z City). Wszyscy podążaliśmy za Jezusem. Szłam wśród tłumu, więc tylko słyszałam co się
dzieje na początku. Słyszałam uderzenia bicza. Jak jeden strażnik zachęca
drugiego do mocniejszych razów. Słyszałam każdy bolesny jęk bitego przez nich
Pana. A w sercu rozważałam jak o wiele bardziej
Chrystus wycierpiał podczas swojej prawdziwej Drogi na Golgotę. Słysząc
kolejny gwizd uderzającego bicza i następujący po nim jęk, myślałam tylko o
tym, że do dla mnie. To dla mnie Pan tak cierpiał. Za moje grzechy. Pierwsze
uderzenie było za każde kłamstwo przeze mnie wypowiadane. Drugi upadek pod
krzyżem za moje wszystkie kłótnie z rodzicami. Gwóźdź wbity w lewą dłoń to za
każdy raz kiedy obmawiałam moje koleżanki. Cierń, który najbardziej wbijał się
w głowę to za każdą Msze Św. niedzielną którą opuściłam. Szłam tam, słuchałam
uważnie i obserwowałam. I gorąco, gorąco dziękowałam Panu, za to, że zgodził
się tak dla mnie cierpieć.
Co jakiś czas pojedyncza łezka opuszczała moje oko. Prawie
zaszlochałam słysząc rzewny płacz i wołanie Matki Pana Jezusa. Krzyczała „ Mój synu! Mój synu!”
Próbowała podejść do Niego i Go przytulić, lecz bezlitośni strażnicy nie
pozwolili jej na to. Odepchnęli ją i naśmiewali się z jej bólu. W pewnym momencie po kilku kolejnych, mocnych
uderzeniach słaniającego się na nogach Pana, jeden z nich otarł ręką pot z
czoła, i powiedział jak bardzo jest już zmęczony od zadawania tych razów. A ja
sobie pomyślałam: „Ty jesteś zmęczony? Od bicia? Ty głupcze!” Przecież to Jezus
był Tym, który miał prawo tak powiedzieć, a nie jego dręczyciel.
W końcu dotarliśmy na miejsce ukrzyżowania. Tam
zdarto szaty z ciała Jezusa i przywiązano go do krzyża. W dłonie, a dokładnie
między palce wbito dwa dziesięciocentymetrowe gwoździe. Krzyż został
postawiony, między dwoma złoczyńcami. Gdy padło słowo „ Pragnę” zamiast gąbki z
octem nabitej na włócznie podano starego mopa. Odegrana została scena po
scenie, dokładnie jak w Ewangelii. Jednym z bardziej poruszających momentów
była chwila kiedy Matce podano ciało Jej martwego syna. Wtedy znowu siłą
powstrzymywałam pragnące popłynąć łzy. Po
złożeniu ciała do grobu i końcowej modlitwie, odszukałam w tłumie Kasię. Spojrzałyśmy
na siebie i stwierdziłyśmy „Łał”. Tak, Łał dla tego przedstawienia i grających
w nim braci. To było coś niesamowitego. Pierwszy raz w życiu brałam udział w
takiej drodze Krzyżowej. Ale jeszcze większe Łał dla Pana Jezusa. Za to że on
przeszedł jeszcze gorszą, nie odgrywaną, lecz prawdziwą Drogę Krzyżową. I zrobił
to wszystko dla nas! To Jemy należy się wielkie „Łał”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz